Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trosk, nadziej, rozczarowań, miłości, które tworzą żywego człowieka. Prawo miało jego ciało. Oto leżało spowite w śmiertelne prześcieradło, straszne świadectwo tkliwego miłosierdzia.
„Chce pan zobaczyć pokój świstaków?“ spytał Hiob Trotter.
„Co to znaczy?“ odpowiedział pan Pickwick.
„Pokój świstaków?“ wtrącił pan Weller.
„Co to, Samie?“ spytał pan Pickwick. „Czy to ptaszarnia?“
„Niech Bóg zachowa!“ zawołał Hiob. „To tam, gdzie sprzedają spirytus!“ Tu pan Trotter wytłumaczył pokrótce, że wobec tego, iż w więzieniach surowo zabraniano handlować napojami wyskokowemi które tak bardzo cenią gentlemani i damy tam zamknięte, więc kilku sprytnych dozorców wpadło na ten znakomity pomysł, by pozwolić niektórym więźniom, oczywiście za odpowiedniem wynagrodzeniem, zaopatrywać się w gin na własne ryzyko i własny użytek.
„Zwyczaj ten powoli zakradł się do wszystkich więzień za długi!“ powiedział pan Trotter.
„Ma to tę dobrą stronę, że dozorcy wyłapują każdego, kto uprawia ten handel bez pozwolenia, nie opłacając się, a kiedy wiadomość o tem dostanie się do gazet, jeszcze ich chwalą za spryt! Dwie pieczenie na jednym rożnie: odstrasza się innych od handlu i podnosi własną godność“.
„Czytasz pan jak z nut, panie Weller!“ powiedział Trotter.
„Czyż nigdy nie robią rewizyj w tych pokojach? Nigdy nie znajdują napojów?“ pytał pan Pickwick.
„Naturalnie!“ powiedział Sam. „Ale dozorcy zawsze się przewiedzą o tem i dają znać komu potrzeba. I pan dostanie, jak pan odpowiednio zagwiżdże“.
Tu Hiob zastukał w pewne drzwi i natychmiast ukazała się w nich rozczochrana głowa. Właściciel wpuścił naszych przyjaciół i zaraz zamknął drzwi, przyczem uśmiechnął się. Sam uśmiechnął się również, Trotter także. Pan Pickwick, myśląc, że tak widocznie wypada, śmiał się już do końca wizyty.
Gentleman z rozczochraną głową wydawał się bardzo zadowolony z tego sposobu załatwienia interesu „na milcząco“. Wyjął z pod poduszki płaską flaszkę, zawartości mniej więcej ćwierci litra, nalał dwie szklanki, które Hiob i Sam wysuszyli w sposób bardzo zręczny.
„Jeszcze?“ zapytał świstający gentleman.
„Nie!“ odpowiedział Hiob.