Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Zrzędziłem i wściekałem się przez cały następny dzień, aż wkońcu, zmęczony tem, że trapię wszystkich i sam siebie, wziąłem powóz w Muggleton i przyjechałem tu, pod pozorem, by Emilja odwiedziła Arabellę“.
„Więc panna Wardle jest tu?“ zapytał pan Pickwick.
„Oczywiście“, odparł Wardle, „a w tej chwili powinna być w hotelu Osborne, na Adelphi, o ile twój przedsiębiorczy przyjaciel nie porwał jej, gdym wyszedł“.
„Pogodziliście się?“ zapytał pan Perker.
„Wcale nie. Emilja przez cały czas robi miny i płacze, a tylko wczoraj wieczorem, między podwieczorkiem a kolacją, zabrała się z wielką ostentacją do pisania listu. Ja udałem, że nie zauważam tego“.
„Czy chcecie wysłuchać mego zdania o tem wszystkiem?“ zapytał pan Perker, spoglądając kolejno to na zamyśloną twarz pana Pickwicka, to na niespokojne rysy pana Wardle — i energicznie zażywając swą ulubioną tabakę.
„Pewnie“, odpowiedział pan Wardle, spoglądając na pana Pickwicka.
„Oczywiście“, rzekł pan Pickwick.
„Otóż moje zdanie jest takie“, rzekł mały odwokat, wstając i odsuwając krzesło, „że najlepiej zrobicie, gdy się stąd wyniesiecie. Przejedźcie się albo przejdźcie się piechotą, jak wam będzie wygodniej, boście mnie znudzili. Na przechadzce pomówcie sobie o całej sprawie; a jeżeli odrazu wszystkiego nie ułożycie, to powiem wam, co należy zrobić, gdy się zobaczymy drugi raz“.
„Naprawdę, doskonała rada!“ zawołał pan Wardle, nie wiedząc, czy ma się śmiać, czy gniewać.
„Ba, ba! Kochany panie! Znam ja was lepiej, niż wy sami“, odparł pan Perker. „Wiem, żeście już wszystko ułożyli sobie w swych głowach“.
To mówiąc, mały adwokat szturchnął tabakierką najpierw w pierś pana Wardle, a potem w kamizelkę pana Pickwicka, poczem wszyscy trzej poczęli śmiać się, a zwłaszcza dwaj ostatni gentlemani, którzy uścisnęli sobie ręce, bez żadnego wyraźnego powodu,
„Będzie pan dziś u mnie na obiedzie, Perker!“ rzekł pan Wardle.
„Nie mogę obiecywać! Nie mogę obiecywać!“ odpowiedział pan Perker, „ale w każdym razie wpadnę wieczorem!“
„Czekam do piątej“, powiedział pan Wardle. „Joe!“
Obudziwszy wkońcu Joego, obaj przyjaciele odjechali powozem pana Wardle, powóz ten miał oparcie ztyłu dla pyzatego chłopca — gdyby bowiem nie to humanitarne urzą-