Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bridge! Nie potrzebuję pytać, czy jego posępne usposobienie było udane, czy szczere!“
„On potrafi wszystko udać“, powiedział Hiob. „Pańskie szczęście, proszę pana, że się pan tak tanio od niego wykupił! Przy bliższem poznaniu mógł być nawet niebezpieczniejszy od... od...“ Hiob spojrzał na pana Jingle, zawahał się i dodał: „ode mnie nawet!“
„Obiecująca rodzinka, panie Trotter“, powiedział pan Perker, zalakowując napisany właśnie list.
„Tak, panie“ odpowiedział Hiob. „I bardzo!“
„No“, powiedział mały adwokat z uśmiechem. „Mam nadzieję, że pan nie spełni nadziei pokładanej w panu! Proszę oddać ten list agentowi po przybyciu do Liverpoolu, i jeśli mi wolno radzić, nie dajcie się panowie zbyt szybko poznać w Indjach Zachodnich. Jeżeli zmarnujecie tę sposobność, zasługujecie obaj na stryczek, który, według mnie, słusznie wam się należy! A teraz zostawcie nas z panem Pickwickiem, mamy ze sobą jeszcze inne interesy, a czas jest drogi!“ To mówiąc, Perker spojrzał na drzwi, starając się jak można skrócić pożegnanie.
Ze strony pana Jingle nie trwało ono długo. W krótkich słowach podziękował adwokatowi za życzliwość i szybkość, z jaką pokierował jego interesami, potem, zwróciwszy się do swego dobroczyńcy, stał przez kilka chwil jakby niezdecydowany, co ma zrobić lub powiedzieć. Hiob zakończył tę niepewność, skłoniwszy się nisko i z wdzięcznością panu Pickwickowi, poczem uprzejmie ujął pod rękę swego przyjaciela i wyprowadził go.
„Godna siebie para!“ powiedział pan Perker, gdy drzwi zamknęły się za nimi.
„Mam nadzieję, że tem się staną“, odrzekł pan Pickwick. „Jak pan przypuszcza? Czy jest możliwe, że ich nawrócenie będzie stałe?“
Perker wzruszył ramionami z powątpiewaniem, ale widząc przerażone i rozczarowane spojrzenie pana Pickwicka, powiedział:
„Oczywiście, że jest to możliwe! W obecnej chwili są bezwzględnie skruszeni i dobrze pamiętają, co niedawno wycierpieli. Co się z nimi stanie, gdy pamięć tego osłabnie, tego nie możemy odgadnąć, ani pan, ani ja! W każdym razie, kochany panie“, dodał Perker, kładąc rękę na ramieniu pana Pickwicka, „pański czyn przynosi panu zaszczyt, bez względu na skutek, jaki przyniesie. Czy ten rodzaj uczynności, tak dalekowzroczny i wspaniałomyślny, że aż rzadko stosowany, może być nazwany prawdziwem miłosierdziem, czy omamieniem siebie samego, pozostawiam do rozstrzy-