Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Gdybyś mi pan mógł go wskazać, poleciłbym, by go natychmiast uwięziono“, rzekł gniewny sędzia.
Sam ukłonił się z wielkiem uznaniem i zwrócił oczy na pana Buzfuza, z niczem niezamąconym dobrym humorem.
„Teraz, panie Weller...“ zaczął pan Buzfuz.
„Jestem, panie“, odrzekł Sam.
„Pan jest, jak sądzę, w służbie u pana Pickwicka, oskarżonego w niniejszej sprawie. Niech pan mówi, panie Weller“.
„Dobrze panie; będę mówił. Jestem w służbie u obecnego tu pana Pickwicka i mogę powiedzieć, że to bardzo dobra służba“.
„Niewiele do roboty, a wiele do zarobienia, jak myślę“, rzekł adwokat tonem żartobliwym.
„A tak! Niezły zarobek, jak mówił pewien żołnierz, skazany na sto pięćdziesiąt kijów“.
„Nic nas nie obchodzi, co mówił żołnierz, czy ktokolwiek inny“, przerwał sędzia.
„Bardzo dobrze, milordzie“.
„Pan przypomina sobie“, zaczął znowu pan Buzfuz, „przypomina pan sobie, że zaszło coś godnego uwagi w dniu, w którym został pan przyjęty do służby przez oskarżonego? No, panie Weller, niech pan mówi!“
„Przypominam sobie“.
„Więc zechce pan opowiedzieć to przysięgłym“
„Otrzymałem kompletne ubranie, zupełnie nowe, tego samego poranka; w owym czasie było to zdarzenie bardzo dla mnie ważne“.
Słowa te wywołały ogólny śmiech. Sędzia z gniewem zawołał, podnosząc się nieco:
„Panie! Wzywam pana, byś był ostrożny!“
„To samo powiedział mi wtedy pan Pickwick; to też jak mogłem najostrożniej obchodziłem się z ubraniem. Doprawdy, milordzie!“
Przez dwie długie minuty sędzia surowo wpatrywał się w twarz Sama, ale widząc, że rysy jego są najzupełniej spokojne i pogodne, nie powiedział nic, tylko dał znak adwokatowi, by badał dalej.
„Czy chce pan powiedzieć mi, panie Weller“, zaczął pan Buzfuz uroczyście, zakładając rękę na rękę i napół zwracając się ku przysięgłym, jakgdyby chciał ich zapewnić, że da sobie radę ze świadkiem; „czy chce pan powiedzieć mi, panie Weller, iż nie widział pan oskarżycielki, omdlałej na ręku oskarżonego, jak to słyszał pan, że zeznali inni świadkowie?“
„Nie, panie, nie widziałem; byłem na korytarzu, aż do chwili, gdy mnie przywołano; a wtedy stara dama już odeszła“.