Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

winien? Skarżący, czy oskarżony? Co do mnie, zdaje mi się... ale niech to nie wpływa na panów... ja sądzę, że strona skarżąca ma słuszność“. Wskutek tego dwaj lub trzej przysięgli mówią, iż i im tak się wydaje, potem wszystko już idzie jednomyślnie i jak z płatka“.
„Już po dziesiątej“, mówił dalej pan Perker; „pora iść do sądu, kochany panie. Gdy toczy się sprawa o naruszenie przyrzeczenia małżeństwa, sala jest zwykle przepełniona. Dobrzeby było wziąć powóz, gdyż inaczej spóźnimy się“.
Pan Pickwick zadzwonił. Sprowadzono powóz, do którego wsiedli czterej pickwickiści i pan Perker. W drugim powozie jechali Sam Weller, dependent pana Perkera, pan Lowten i torba z dokumentami...
„Lowten“, rzekł plenipotent do swego dependenta, gdy przybyli na miejsce, „umieść przyjaciół pana Pickwicka w ławkach; sam pan Pickwick będzie siedział koło mnie. Tędy, kochany panie!“
To mówiąc, pan Perker schwycił pana Pickwicka za rękaw i poprowadził go ku niskiej ławce, tuż pod pultem królewskiego prokuratora, którą zrobiono ku wygodzie plenipotentów, by swym adwokatom szeptać jeszcze do ucha potrzebne szczegóły jeszcze w czasie rozprawy. Dla szerokich mas widzów są oni tu niewidoczni, ponieważ ławka ta jest niższa niż ławki dla publiczności i obrońców. Do tej pierwszej zwracają się więc plecami, do sędziów zaś twarzą.
„To zapewne trybuna świadków?“ rzekł pan Pickwick, wskazując nalewo pewnego rodzaju katedrę otoczoną mosiężną balustradą.
„Tak jest, kochany panie“, odpowiedział pan Perker, wyjmując papiery z torby, którą mu przyniósł Lowten.
„A tam“, rzekł pan Pickwick, wskazując na prawo dwie ławki także ogrodzone balustradą, „tam siedzą zapewne przysięgli?“
„Tak, zgadł pan, kochany panie“, odparł Perker pukając w wieko tabakierki.
Poinformowany w ten sposób, pan Pickwick z wielkim niepokojem powiódł wzrokiem po sali.
Na galerji zebrał się już tłum widzów, a na ławach adwokatów cała kolekcja panów w perukach, osób, wyróżniających się wielką rozmaitością nosów i bokobrodów, z czego tak słynie angielski stan adwokacki. Pomiędzy tymi gentlemanami ci, którzy mieli teki, trzymali je jak można najwidoczniej, i od czasu do czasu pocierając sobie niemi podbródki, by tem większe wrażenie sprawić na widzach. Niemający tek, trzymali pod pachą wielkie tomy w ósemce, oprawne w półskórek a znane pod techniczną nazwą, „cielęca skórka prawnicza“. Inni, niemający ani tek, ani książek, trzymali ręce w kieszeniach i spoglądali dokoła tak mądrze,