Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To powiedziawszy, i nim Sam miał czas powstrzymać go, bohaterski starzec dotarł do miejsca, gdzie stał Stiggins i zaatakował go z wielka zręcznością.
„Chodźmy, stary“, rzekł Sam.
„Występuj, ty drabie!“ wolał Weller, nie zważając na słowa syna i bez dalszej przedmowy zaaplikował wielebnemu Stigginsowi potężne uderzenie w głowę, potem zaczął uwijać się koło niego z lekkością godną podziwu u gentlemana w tym wieku.
Widząc, że perswazje jego są bezskuteczne, Sam mocno nasunął sobie kapelusz, na ramię zarzucił surdut ojca i, schwyciwszy stangreta potężnie za pas, siłą ściągnął go po schodach na ulicę. Ale i tu nawet nie wypuścił ojca i nie dał mu spokoju, aż dopiero znaleźli się na rogu ulicy. Tu doszedł ich krzyk zgromadzonego tłumu, który był świadkiem, jak wielebnego pana Stigginsa prowadzono do dobrze strzeżonej kwatery nocnej. A potem mogli słyszeć krzyk, z jakim członkowie sekcji „Brick-Lane“, wielkiego połączonego towarzystwa wstrzemięźliwości „Ebenezer“, rozbiegli się we wszystkich kierunkach.

Rozdział trzydziesty czwarty,
w całości poświęcony dokładnemu a prawdziwemu sprawozdaniu z pamiętnej rozprawy sądowej Bardell contra Pickwick.

„Chciałbym bardzo wiedzieć, co przewodniczący sędziów przysięgłych jadł dzisiaj na śniadanie“, powiedział pan Snodgrass pamiętnego poranku 14-ego lutego, zaczynając rozmowę.
„Mam nadzieję, że dobrze sobie podjadł“, rzekł pan Perker.
„Dlaczego?“ zapytał pan Pickwick.
„To rzecz bardzo ważna, nadzwyczajnie ważna, kochany panie. Przysięgły zadowolony i w dobrym humorze, to rzecz bardzo dla nas dodatnia. Przysięgli niezadowoleni i głodni zawsze przechylają się na stronę skarżącą“.
„Ależ, na miłość boską“, zawołał pan Pickwick, wielce zdumiony, „dlaczego tak jest?“
„Doprawdy, że nie wiem“, odparł zimno mały plenipotent; może, by prędzej wyjść. Gdy przysięgli udadzą się na naradę do przyległego pokoju, a nadchodzi godzina obiadowa, przewodniczący ich wydobywa zegarek i mówi: „Wielki Boże! Panowie! Już piąta za dziesięć. A ja zwykle jadam obiad o piątej!“ „Ja także“, mówią inni, wyjąwszy dwóch, którzy jadają o trzeciej, i którym zatem wyjść jeszcze pilniej. Przełożony przysięgłych uśmiecha się i chowa zegarek. „No, panowie“, mówi, „jakże zawyrokujemy? Kto