Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Tego samego. Czerwononosy odwiedza twoją macochę z dobrocią i łaskawością, jakich nigdy nie widziałem. Tak kocha naszą rodzinę, iż gdy odchodzi, nie może przemóc się, by nie zabrać jakiej pamiątki“.
„Gdybym był na twojem miejscu“, powiedział Sam, „dałbym mu coś, coby dziesięć lat popamiętał“.
„Zaraz, zaraz; otóż, jak mówiłem, teraz przynosi zawsze z sobą płaską butelkę, obejmującą około półtorej kwarty, a gdy odchodzi, napełnia ją starannie naszym grogiem ananasowym“.
„I zapewne odnosi próżną?“
„Zostaje tylko korek i zapach. Co do tego, to możesz być zupełnie spokojny. Otóż, mój chłopcze! Dziś te próżniaki będą tu odbywać miesięczne posiedzenie sekcji „Brick-Lane“, oddziału „Ebenezer“, wielkiego towarzystwa wstrzemięźliwości. Miała tam pójść i twoja macocha, ale dostała reumatyzmu i nie może, a ja podchwyciłem dwa bilety, które jej przysłano“.
Udzieliwszy synowi tej tajemnicy z nadzwyczajnem zadowoleniem, Weller senjor tak szybko zamrugał okiem, iż Sam począł przypuszczać, że dostał nerwowej drżączki w prawej powiece.
„No i cóż z tego?“ zapytał.
„Ano“, mówił dalej ojciec, oglądając się na wszystkie strony, „my przyjdziemy we właściwym czasie. A pomocnik pasterza nie! Pomocnik nie!“
Tu Weller dostał takiego napadu śmiechu, że omal nie udusił się. Przestraszony Sam począł mu rozcierać grzbiet, jakby chciał z niego wykrzesać ogień, poczem odezwał się:
„Doprawdy, że nigdy w życiu nie widziałem podobnego komika. Czegóż tak chichoczesz, korpulencjo?“
„Cicho, Sammy“, odrzekł Weller, oglądając się dokoła z wielką ostrożnością i mówiąc stłumionym głosem. „Dwaj moi przyjaciele, jeżdżący oksfordzkim traktem i świetni do wszystkich awantur, wzięli pomocnika na holownik, i gdy przyjdzie na posiedzenie „Ebenezera“ (co stanie się niezawodnie, gdyż doprowadzą go do samych drzwi i wepchną tam w razie potrzeby), to zgromadzeni przekonają się, iż jest zalany grogiem, jak nigdy nie był pod „Markizem Granby“, a to już niemało“.
Tu Weller począł znów śmiać się niesłychanie, narażając się niemal na uduszenie.
Nic nie mogło Samowi tak przypaść do gustu, jak zdemaskowanie czerwononosego obłudnika, a ponieważ nadchodziła już godzina, o której posiedzenie miało się rozpocząć, więc ojciec z synem bezzwłocznie poszli ku Brick-Lane. Po drodze Sam oddał list na pocztę.