Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Cóż teraz poczniemy?“ zapytał pan Pickwick, po pauzie trwającej ze trzy minuty.
„Jedyna pozostaje nam droga, kochany panie; zażądamy powtórnego przesłuchania świadków, położymy całą ufność w wymowie pana Snubbina, zamydlimy oczy sędziom i spuścimy się na przysięgłych“.
„A jeżeli wyrok zapadnie przeciw nam?“
Pan Perker uśmiechnął się, zażył wielką szczyptę tabaki, poprawił ogień w kominie, wzruszył ramionami i zachował milczenie.
„Zapewne jest pan zdania, iż w takim razie zapłacę wynagrodzenie i koszta procesu?“ zawołał pan Pickwick, który gniewnie przypatrywał się tej wymownej odpowiedzi.
Perker po raz drugi poprawił ogień i odrzekł:
„Tego się obawiam“.
„A ja,“ odrzekł pan Pickwick z energją, „oświadczam tu panu, iż mam niezłomne postanowienie nie płacić ani grosza, panie Perker. Ani funt, ani pens z mych pieniędzy nie znajdzie się w kieszeni Dodsona i Fogga. Takie jest moje postanowienie, przemyślane i niewzruszone!“
To mówiąc, pan Pickwick z wielką mocą uderzył pięścią w stół, jakby dla potwierdzenia niezłomności swego postanowienia.
„Bardzo dobrze, panie, bardzo dobrze; pan sam najlepiej wie, jak ma postąpić“, rzekł pan Perker.
„Rozumie się!“ powiedział żywo nasz bohater. „Gdzie mieszka pan Snubbin?“
„W Lincoln Inn, Old Square“.
„Muszę się z nim zobaczyć!“
„Zobaczyć się z panem Snubbinem, kochany panie!“ zawołał pan Perker, nadzwyczaj zdziwiony. „Ph, ph, kochany panie, niemożliwe! Zobaczyć się z panem Snubbinem! Czy kto kiedy słyszał coś podobnego? Tego nigdy jeszcze nie było! Chyba uiści pan zgóry honorarjum, zapłaci pan za konsultację, to się postaramy o posłuchanie! Niemożliwe, kochany panie, niemożliwe! To się nie da zrobić!“
Pan Pickwick uparł się jednak, że to da się zrobić i że musi się dać zrobić. Rezultat był taki, że w niespełna pięć minut po tem, gdy go zapewniono, że to niemożliwe, adwokat już go prowadził do biura wielkiego Snubbina w jego własnej osobie.
Był to pokój dość obszerny, bez dywana, z wielkiem biurkiem, przysuniętem do kominka; sukno pokrywające biurko oddawna straciło wszelkie pretensje do swej naturalnej zielonej barwy, kurz i lata nadały mu stopniowo barwę popielatą, z wyjątkiem miejsc zalanych atramentem. Na stole leżało mnóstwo małych pakietów, zalakowanych czerwonym lakiem. Za biurkiem siedział starszy już urzęd-