Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przez następnych pięć lat, ani nosa nie pokazał za drzwi więzienne“.
„A po upływie tego czasu zapewne umarł“, rzekł pan Pickwick.
„Nie, panie; przyszła mu fantazja skosztować piwa w jednym szynku, tuż koło więzienia, i począł tam chodzić co wieczór, zawsze najregularniej powracając na kwadrans przed zamknięciem bramy. Wszystko szło jak należy; wkońcu tak sobie pozwalał, iż zapomniał co to znaczy czas i powracał coraz później, tak, że pewnej nocy stary jego przyjaciel już miał zamykać drzwi i nawet raz pokręcił kluczem, gdy wtem za drzwiami odezwał się głos: „Jeszcze chwilkę, Billu“. „Jakto, Numerze Dwudziesty“, rzekł strażnik, „toś jeszcze nie wrócił?“ „Nie“, odpowiedział człeczyna, uśmiechając się. „No, to powiem ci, mój przyjacielu“, rzekł strażnik, zwolna otwierając drzwi z zagniewaną miną, „powiem ci, iż z wielką przykrością zauważyłem, żeś wlazł w złe towarzystwo i puszczasz się. Nie chcę cię martwić“, powiada, „ale jeżeli nie wystarczy ci znajomość z ludźmi przyzwoitymi i nie będziesz wracać w odpowiednim czasie, to, jak mnie widzisz, zupełnie cię nie wpuszczę“. Mały człeczyna zaczął drżeć i trząść się i od tego czasu noga jego nie postała za więzieniem“.
Podczas tego opowiadania, pan Pickwick zwolna szedł po schodach. Przeszedłszy się potem kilka razy po podwórzu, prawie pustem o tym czasie, powiedział, że czas już iść spać i polecił Samowi, by na tę noc znalazł sobie miejsce w jakiej pobliskiej oberży, nazajutrz zaś przyszedł wcześnie, aby sprowadzić rzeczy z pod „Jerzego i Jastrzębia“. Sam wysłuchał tego rozkazu z całą, na jaką go stać było, uległością, ale równocześnie z bardzo widocznem niezadowoleniem. Próbował nawet wmówić w swego pana, że możeby było właściwiej, gdyby przespał się gdziekolwiek na dziedzińcu więziennym, widząc jednak, że pan Pickwick jest zupełnie głuchy na tego rodzaju napomknienia, ostatecznie był zmuszony odejść.
Nie można tego przemilczeć, że i sam pan Pickwick czuł się bardzo nieswojo i był ogromnie przygnębiony, nie dla braku towarzystwa, gdyż w więzieniu było pełno ludzi, a butelka wina mogła mu zjednać towarzystwo kilku dystyngowanych gentlemanów, z pominięciem formalnego przedstawienia. Czuł się jednak zupełnie samotnym w tym niesfornym tłumie, a myśl o wiecznem więzieniu bez nadziei na uwolnienie odebrała mu pogodę ducha. Mimo to nie pomyślał nawet o tem, by odzyskać wolność, czyniąc zadość chciwości takich łotrów jak Dodson i Fogg.