Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 03.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Poręczyciel!“
„Poręczyciel?!“
„Tak, kochany panie. Jest ich tu z pół tuzina! Poręczy za pana każdą sumę, a żąda tylko pół korony! Ciekawy zawód co?!“ mówił pan Perker, biorąc niuch tabaki.
„Co?!“ zawołał pan Pickwick. „Mam przez to rozumieć, że ci ludzie sterczą tu poto, by znaleźć sposobność do złożenia przed sądem fałszywego zeznania? Że żyją z krzywoprzysięstwa?! Za cenę pół korony!“ powiedział pan Pickwick, zgorszony tem odkryciem.
„Drogi panie, nie nazwałbym tego krzywoprzysięstwem w ścisłem tego słowa znaczeniu!“, powiedział mały adwokat. „Mocne słowo, kochany panie, bardzo mocne! Wykręt prawny, drogi panie, tylko wykręt prawny!“ to mówiąc adwokat wzruszył ramionami, wziął szczyptę tabaki, uśmiechnął się, wziął znów szczyptę i skierował się do biura sędziego.
Był to pokój wyjątkowo brudny, z bardzo niskim sufitem i odrapanemi ścianami a tak ciemny, że chociaż dzień był pogodny, na stole paliły się wielkie świece. Drzwi w głębi prowadziły do prywatnych apartamentów sędziego; koło tych drzwi kręcił się cały tłum adwokatów i ich pomocników, których wzywano kolejno. Za każdym razem, gdy wypuszczano jedną partję, druga rzucała się ku drzwiom. A ponieważ między tymi, którzy już widzieli sędziego, a tymi, którzy na niego czekali, wywiązywała się rozmowa, przeto panował tu hałas, jaki tylko mógł panować w tak obszernym lokalu.
Lecz rozmowy gentlemanów nie były jedynemi dźwiękami, jakie wypełniały uszy obecnych. W drugim końcu pokoju, za barjerą, stał urzędnik w okularach, który przyjmował zaprzysiężone deklaracje. Od czasu do czasu inny urzędnik odnosił wielkie pliki tych dokumentów do podpisu sędziemu. Ponieważ liczba pomocników adwokackich, których trzeba było zaprzysiąc, była bardzo znaczna, a było rzeczą moralnie niemożliwą zaprzysięgać ich wszystkich naraz, panowie ci bili się formalnie, i dokoła urzędnika w okularach tworzył się tłum niemniejszy, niż przed drzwiami teatru na przedstawienie galowe, na którem ma być obecna Jej Królewska Wysokość. Inny znowu urzędnik od czasu do czasu wytężał płuca, by wywoływać nazwiska gentlemanów już zaprzysiężonych, w celu wręczenia im deklaracyj podpisanych przez sędziego; dawało to powód do nadprogramowej wrzawy i zamieszania. Ponieważ wszystko to działo się jednocześnie, powstawał taki harmider, że większego nie mógłby sobie życzyć najruchliwszy i najbardziej lubiący wrzawę człowiek. Byli jeszcze i inni — ci, którzy czekali na pozwy, czy je przyjęto, czy nie, o czem