Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przyjść miało. Nieszczęśliwa kobieta nasuwała głębiej czepek na oczy i szybko odchodziła.
„Czy mam wam powiedzieć, że młodzieniec, spoglądając wstecz na lata swego dzieciństwa (do czego zmuszała go pamięć i sumienie), wracając wspomnieniami do tych chwil, w których nie mógł sobie przypomnieć nic, co nie było, w ten czy inny sposób, związane z długą serją ofiar dobrowolnych, jakie matka przyjmowała na siebie przez wzgląd na niego, z krzywdą i cierpieniem swojem... wszystko dla niego?! Czy mam państwu powiedzieć, że lekkomyślnie lekceważąc jej zbolałe serce, umyślnie nie pamiętając o niczem, co uczyniła dla niego, wdał się ze zdeprawowanymi i zepsutymi ludźmi, i po warjacku, bez opamiętania, zanurzył się w życie, które miało przynieść wyrok śmierci jemu a hańbę jej! Niestety! Taka jest natura ludzka! Domyśliliście się tego zanim wam powiedziałem!
„Miara udręczeń i cierpień nieszczęśliwej kobiety miała się przepełnić. W okolicy popełniono kilka zbrodni. Sprawców niewykryto, więc czelność ich wzrosła. Napad niezwykle śmiały i zuchwały wzmógł czujność. Złoczyńcy nie przeczuwali tego. Młody Edmunds został ujęty wraz z trzema towarzyszami. Schwytano go, aresztowano, stawiono przed trybunał, osądzono na śmierć.
„Dziki i przejmujący krzyk kobiety, który rozległ się w sali sądowej, gdy uroczyście przeczytano wyrok, dotychczas dźwięczy mi w uszach! Krzyk ten przejął strachem serce zbrodniarza. Nie dokonał tego sąd ani wyrok, ani pewność śmierci. Wargi zaciśnięte aż do tej chwili z upartym gniewem, zadrżały i rozchyliły się teraz wbrew jego woli. Twarz nabrała ziemistej barwy. Nogi ugięły się pod zbrodniarzem aż zwalił się na ławę oskarżonych.
„W pierwszym przystępie rozpaczy zbolała matka upadla u moich nóg, gorąco błagając Wszechmocnego, który dotychczas ratował ją w każdem nieszczęściu, aby zabrał ją z tego świata udręki i bólu wzamian za życie jej syna. Potem nastąpił wybuch rozpaczy takiej, jakiej nigdy nie widziałem. Czułem, że od tej chwili serce w niej umarło, ale nigdy nie słyszałem z jej ust skargi...
„Codziennie zjawiała się na dziedzińcu więziennym, gorąco i serdecznie usiłując zmiękczyć syna. Widok ten był zaiste żałosny, bo wszystko okazało się daremnem! Był wciąż ponury, uparty, niewzruszony... Nawet niespodziewana wiadomość, że wyrok śmierci zamieniono na 14 lat zesłania, ani na chwilę nie zmieniła jego ponurej zatwardziałości.
„Ale duch rezygnacji i wytrwania, który tak długo podtrzymywał ją, nie mógł oprzeć się niemocy i chorobom ciała. Zaniemogła. Zwlokła się z łóżka, żeby raz jeszcze