Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Sądzę, mój panie, że nie mamy sobie nic do powiedzenia“, zauważył zimno, otwierając szkatułkę. „Żadne tłumaczenie nie wchodzi w grę“.
„Nie wchodzi“, odpowiedział pan Snodgrass, któremu poczynało się robić niedobrze.
„Czy zechce pan rozmierzyć ze mną plac?“ zapytał oficer.
„Naturalnie“, odparł pan Snodgrass.
„Może jest pan zdania, że moje pistolety są lepsze, niż panów; widziałeś pan, jak je nabijałem; czy ma pan co przeciwko temu, byśmy się niemi posłużyli?“
„Nie mam nic“, odpowiedział pan Snodgrass. Propozycja ta wybawiła go z wielkiego kłopotu, gdyż wiadomości jego o sposobie nabijania pistoletów były cokolwiek nieokreślone i niejasne.
„Sądzę więc, iż możemy ustawić przeciwników“, mówił dalej oficer z taką obojętnością, jakby chodziło o partję szachów.
„Sądzę, że możemy“, odparł pan Snodgrass, któryby zresztą zgodził się na każdą inną propozycję, gdyż nic a nic nie znał się na tego rodzaju sprawach.
Oficer poszedł ku doktorowi Slammerowi, a tymczasem pan Snodgrass zbliżył się do pana Winkle.
„Wszystko gotowe“, rzekł, wręczając pistolet „Daj mi twój płaszcz“.
„Masz tu mój pugilares“, rzekł nieszczęśliwy pan Winkle.
„Wszystko pójdzie dobrze. Zachowaj spokój i mierz prosto w piersi“.
Pan Winkle pomyślał, iż rada ta była bardzo podobna do rady dawanej zwykle przez widzów, przypatrujących się borykaniu dwóch uliczników: „Powal go na ziemię i trzymaj pod sobą“. Doskonała rada, byle tylko wiedzieć, jak ją wykonać! Ale koniec końcem, pan Winkle zdjął płaszcz w milczeniu (płaszcz ten miał tę właściwość, iż zdejmowanie go wymagało dość długiego czasu) i wziął pistolet. Świadkowie odeszli na bok; jegomość ze składanem krzesłem, a także dwaj zapaśnicy, poczęli podchodzić ku sobie.
Pan Winkle zawsze odznaczał się wysokim humanitaryzmem. Są poszlaki pozwalające przypuszczać, że i tym razem wstręt, jakiego doznawał, widząc się zmuszonym do szkodzenia z rozmysłem jednemu ze swych bliźnich, zniewolił go do zamknięcia oczu w chwili, gdy się zbliżał do fatalnego punktu, i że ta właśnie okoliczność nie dozwoliła mu dostrzec niczem niewytłumaczonego postępowania doktora Slammera. Człowiek ten, zbliżając się do pana Winkle, zadrżał, otworzył szeroko oczy, jak tylko mógł i wkońcu zawołał: