Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Dowódca garnizonu“, rzekł nieznajomy, odpowiadając na pytający wzrok pana Tupmana.
Panna Bulder bardzo serdecznie została przyjęta przez panny Clubber; powitanie pani Bulder i lady Clubber było najczulsze, pułkownik Bulder i sir Tomasz Clubber poczęstowali się nawzajem tabaką i oba, spojrzeli dokoła, jak para Aleksandrów, władców wszystkiego, co ich otaczało.
Podczas gdy miejscowa arystokracja, Buldery, Clubbery i Becassy, zachowywała w ten sposób swoją godność na honorowem miejscu w sali, inne klasy towarzystwa naśladowały ich na szarym końcu ile tylko mogły. Najmniej arystokratyczni oficerowie 97-go pułku poświęcali się rodzinom pomniejszych urzędników marynarki, żona adwokata i żona kupca win, stały na czele dwóch osobnych frakcji, żona piwowara składała swe uszanowanie państwu Bulder a pani Tomlinson, żona dyrektora biura pocztowego, zdawało się, za powszechną zgodą obrana została na przewodniczącą partji kupieckiej.
Jedną z najpopularniejszych osobliwości w swem kółku był mały, tłusty człowieczek, o łysej głowie, otoczonej wieńcem czerwonych, twardych włosów. Był to doktór Slammer, chirurg 97-ego pułku. Doktór Slammer częstował tabaką, ze wszystkich śmiał się, tańczył, żartował, grał w wista, był wszędzie, robił wszystko. Do tych, i tak już licznych zajęć, doktór dołączał jeszcze jedno: największemi i niezmordowanemi względami otaczał starą małą wdowę, której toaleta i liczne klejnoty znamionowały znaczny majątek, co czyniło z niej partję wielce pożądaną dla człowieka mającego ograniczone dochody.
Oczy pana Tupmana i jego towarzysza były już od niejakiego czasu zwrócone na doktora i wdowę, gdy nieznajomy przerwał milczenie:
„Kupa pieniędzy, stara baba, doktór zawraca jej głowę; wyborna myśl, doskonała sztuka!“
Podczas gdy te uwagi, niezbyt zrozumiałe, wybiegały z ust nieznajomego, pan Tupman patrzał nań okiem badawczem.
„Pójdę tańczyć z wdową“.
„Kto to?“
„Nie wiem, nigdy nie widziałem. Wykurzyć doktora! Naprzód, marsz!“
Domawiając to, nieznajomy przeszedł salę, oparł się o gzyms kominka i utkwił wzrok, z wyrazem uwielbienia i melancholji, w tłuste policzki starej wdowy. Pan Tupman patrzał na to, oniemiały z podziwu. Nieznajomy robił widocznie szybkie postępy; doktór tańczył z inną damą. Wdowa upuściła wachlarz; nieznajomy zerwał się i podał go jej pospiesznie: uśmiech, ukłon, wymiana kilku grzeczności.