Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z rozkazu pana Wardle jeden z pocztyljonów pojechał konno naprzód, by zamówić inny powóz, drugi zaś pozostał, by pilnować rozbity powóz. Tymczasem stary gentleman i pan Pickwick śmiało puścili się w drogę, starannie okręciwszy się szalami i nasunąwszy kapelusze na uszy, by o ile można ochronić się od deszczu, który poczynał padać.

Rozdział dziesiąty.
Przeznaczony na rozprószenie wszelkich wątpliwości jakieby mogły istnieć co do bezinteresowności pana Jingle.

Istnieje dotąd w Londynie wiele starych oberży, które służyły za główną kwaterę najznakomitszym dyliżansom w owych czasach, kiedy to dyliżanse odbywały podróże w sposób poważny i uroczysty. Ale oberże te podupadły już, dziś dają przytułek tylko powozom do najęcia. Napróżno czytelnik szukałby tych dawnych gospód pomiędzy „Złotemi krzyżami”, „Złotymi bykami“, lub „Złotemi ustami“, podnoszącemi dumnie dziś czoło na pięknych ulicach Londynu. Jeżeli chciałby zobaczyć to, co z nich pozostało, powinienby udać się do najgorszych dzielnic miasta, a tam, w jakim odległym zakątku, ujrzy je jeszcze, stojące z ponurym uporem pośród nowoczesnych upiększeń.
W Borough[1] jest jeszcze z pół tuzina takich starych domostw, które bez zmiany zachowały szczególną swą fizjognomję, uniknąwszy zarówno szału nowoczesnych upiększeń, jak i zakusów prywatnej spekulacji. Są to wielkie, obszerne, dziwaczne stare budynki z galeriami, korytarzami i schodami, szerokiemi i staromodnemi dostatecznie, by dostarczyć tematu do całych setek niesamowitych opowieści, gdybyśmy kiedyś stanęli przed tą smutną koniecznością i musieli je wymyślać. Ba, trwałoby to chyba aż do końca świata, gdybyśmy chcieli wyczerpać wszystkie te niezliczone a prawdziwe opowiadania, zwłaszcza o starym moście londyńskim i jego najbliższem sąsiedztwie w okolicy Surrey.

Na dziedzińcu „Białego Jelenia“, oberży może najznakomitszej pomiędzy temi gotyckiemi oberżami, rano, na drugi dzień po nieszczęsnych wypadkach, które opisaliśmy w poprzedzającym rozdziale, pewien mężczyzna zajęty był pracowitem zeskrobywaniem błota z pary butów. Człowiek ten miał na sobie kraciastą kurtkę z mankietami z czarnego perkalu i guzikami z zielonego szkła, spodnie z grubego sukna i kamasze, na szyi niedbale okręconą, jaskrawo-czerwoną chustkę i stary, biały kapelusz na lewej stronie głowy. Przed osobą tą stały dwa rzędy butów: jeden czysty, drugi

  1. Przedmieście Londynu