Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Nie więcej niż trzy kwandranse“! odpowiedzieli razem wszyscy obecni.
„Powóz i cztery konie, natychmiast! Bryczka niech tu zostanie“.
„Spieszcie się, dzieci!“ krzyknął oberżysta, „powóz i cztery konie! Prędko! Prędko!“
Służba stajenna poczęła krzątać się. Zabłysły latarnie, ludzie rozbiegli się na wszystkie strony, podkowy końskie zastukały na bruku, powóz wytoczono z wozowni; wszystko było w ruchu.
„Cóż? Czy będzie gotowy tej nocy?“ krzyczał pan Wardle.
„Powóz jest już na dziedzińcu, panie,“ odrzek oberżysta.
Rzeczywiście, powóz już stał; zaprzężono konie, pocztyljoni wsiedli na nie, a podróżni do powozu.
„Pocztyljon!“ zawołał pan Wardle, „siedem mil do następnej stacji w pół godziny“.
Pocztyljoni użyli biczów i ostróg, garsoni ukłonili się; podróżni ruszyli szalonym pędem.
„Piękne położenie!“ pomyślał pan Pickwick, gdy nadszedł czas refleksji. „Piękne położenie dla dożywotniego prezydenta klubu Pickwicka! Ciemny powóz, szalone konie, piętnaście mil na godzinę i po północy!“
Przez trzy czy cztery pierwsze mile, dwaj przyjaciele, pogrążeni w dumaniach, nie przemówili do siebie ani słowa; lecz gdy konie rozgrzawszy się poczęły gnać jak wicher, pana Pickwicka zanadto ożywiała szybkość ruchu, by mógł być niemy.
„Sądzę, że dopędzimy ich“, tak zaczął.
„Spodziewam się“, odrzekł jego towarzysz.
„Piękna noc“, ciągnął dalej pan Pickwick, spoglądając na księżyc, błyszczący spokojnie.
„Tem gorzej, bo im także księżyc przyświeca do ucieczki, a za godzinę już zajdzie“.
„Nie bardzo będzie miło jechać tak szybko pociemku“.
„Niewątpliwie“, odrzekł sucho pan Wardle.
Chwilowe uniesienie pana Pickwicka poczęło nieco opadać na myśl o niedogodnościach i niebezpieczeństwach wyprawy, w której przyjął udział tak lekkomyślnie. Z niemiłych tych rozmyślań wyrwały go głosy pocztyljonów:
„Hej! hej! hej! hej!“ krzyczał pierwszy.
„Hej! hej! hej! hej!“ ryczał drugi.
„Hej! hej! hej! hej!“ wrzeszczał pan Wardle. połowę ciała wysunąwszy z powozu.
„Hej! hej! hej! hej!“ powtórzył pan Pickwick, przyłączając się do chóru krzyczących, chociaż nie miał najmniejszego wyobrażenia, co to wszystko znaczy.
Wśród tych powszechnych krzyków powóz stanął.