Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Gdzie jest panna Rachela?“
Nic nie wiedział.
„Więc gdzie jest pan Jingle?“
I tego nie umiał powiedzieć.
Wszyscy się zdziwili. Było już późno; minęła jedenasta, pan Tupman śmiał się w duchu, gdyż był pewny, że gdzieś w kącie pan Jingle rozmawia o nim z ciotką-panną.
„A to szczególna zabawa! Ha! ha! ha!“
„To nic“, rzekł pan Wardle po krótkiej pauzie. „Jestem pewny, że zaraz przyjdą, a z kolacją nie zwykłem czekać na nikogo“.
„Rozumna zasada!“ zawołał pan Pickwick. „Doskonała!“
„Siadajcie, państwo, siadajcie“, mówił dalej gospodarz.
„I owszem“, rzekł pan Pickwick.
Siedli.
Na stole leżał olbrzymi kawał wołowiny na zimno; pan Pickwick otrzymał sporą jej porcję. Właśnie podniósł widelec do ust i miał już je otworzyć dla wprowadzenia odpowiedniego kawałka, gdy wtem powstał w kuchni wielki hałas. Pan Pickwick podniósł głowę i położył widelec; pan Wardle przestał krajać i mimowoli upuścił nóż, który sterczał już w mięsie. Spojrzał na pana Pickwicka, pan Pickwick spojrzał na niego.
W korytarzu dały się słyszeć ciężkie kroki. Drzwi jadalnego otworzyły się i służący, który czyścił buty pana Pickwicka w dniu jego przybycia, wpadł na środek pokoju, a za nim pyzaty chłopiec i reszta służby.
„Co to wszystko znaczy?“ zapytał gospodarz.
„Czy pali się w kominie?“ zapytała stara dama.
„Nie babciu“, krzyknęły obie panny.
„Co się stało?“ zapytał znowu gospodarz.
Służący sapnął a potem rzekł zadyszanym głosem:
„Pojechali, panie“.
W tej chwili zauważono, że pan Tupman położył nóż i widelec i zbladł okropnie.
„Kto pojechał?“ zapytał gniewnie pan Wardle.
„Pan Jingle i miss Rachela, w powozie pocztowym, z pod Błękitnego Lwa w Muggleton! Byłem tam, ale nie mogłem ich zatrzymać; więc przybiegłem tu, by powiedzieć panu“.
„I to ja zapłaciłem za podróż!“ zawołał pan Tupman, wstając z rozpaczoną miną. „Wydrwił ode mnie dzięsieć gwinei! Łapajcie go! Oszukał mnie! Tego za wiele! Zemszczę się! Nie zniosę tego!“
I wygłaszając bez związku tysiące wykrzykników tej samej treści, nieszczęśliwy gentleman w przystępie strasznego gniewu biegał dokoła stołu.
„Niech nas Bóg ma w swojej opiece!“ mówił pan Pick-