Strona:Karol Baliński - Niewierny Tomasz.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem ogień wciąż na kominie dobrze się pali, a woda kipi. Słonina wprawdzie w szaflu zgaszona, ale trzebaż wypadku, że gniotąc kluski i kołysząc dziecko, w pośród tego całego zamieszania, Tomasz nie zważał, jak wgniótł w ciasto sznurek, którym się opasywał. Potem biegnąc szybko do kolebki na wrzask Maćka i podnosząc poduszkę, owym sznurkiem ściągnął ciasto na ziemię. A że drzwi były otwarte, do izby wpadł prosiak i ciasto porwał. Następnie przyszły sobie z podwórza dwie kury i kogut i zaczęły w kącie rozgrzebywać śmiecie i je wywlekać na środek izby.
Przez ten czas ogień zalany wybiegając z garnka wodą, zgasł; garnek zaś, prawie próżny, bo woda całkiem wykipiała, rozpękł się na kawałki.
Tomasz za głowę się chwycił. Znów zaczął rozpalać ogień i nie spostrzegł, że za prosięciem wpadła do izby suka z podwórza. Kogut, przestraszony pojawieniem się jej, poleciał przez stół do okna, a zanim kilka zaraz kur także przestraszonych skoczyło do okna i szybły potłukły. Suka tymczasem najspokjniej przestygłą słoninę z rynki smacznie sobie wyjadła, a wylizując rynkę do ostatka, rynkę stłukła.
I w sam raz, kiedy Tomasz przed chałupą małego Maćka obmywał, wjechała na