Strona:Kanclerz Jan Choiński 026.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który mu wszystko zawdzięczał. Marcin Kromer znalazł się nagle za granicą bez dalszych środków do utrzymania. Restrictior est is — pisze do niego Hozyusz w owym czasie — ex cujus solius liberalitate pendes (Hosiana).
Już mu jednakże Choiński wyrównał drogi, już znano go w kraju jako młodzieńca, pełnego zdolności i osobistych przymiotów szlachetnego charakteru. Więc znaleźli się mecenasi, którzy podali rękę przyszłemu historykowi. Sam nawet największy wróg Choińskiego, Gamrat, zajął się Kromerem, chcąc go dla siebie zjednać.
Ta bezpośrednia zależność wszystkich protegowanych i wychowańców Choińskiego od jego nieprzyjaciół, była pierwszym powodem niepamięci, w któréj falach utonęło późniéj imię jednego z owéj trójcy dyplomatycznéj, świecącéj za panowania Zygmunta Starego. Uczeni, choć żalili się po cichu, nie mieli odwagi do publicznego wydania sądu i do wykrycia bezprawia, dopóki żyli jego sprawcy. Nawet Kromer, choć złożył w swéj kronice podziękowanie swemu dobrodziejowi, przyczepiając wiadomość o nim do wzmianki o herbie Habdank, pominął zręcznie śmierć jego.
I Stanisław Górski, kanonik krakowski, naprzód sekretarz kilku kanclerzów, potém królowéj Bony przyboczny pisarz, przyczynił się do zatarcia śladów po Choińskim. Zebrawszy bowiem z niezmierną pracowitością dokumenty swych zwierzchników, ochrzcił je niesłusznie wspólném mianem: „Acta Tomiciana,” krzywdząc przez to głównie Choińskiego, który pracę całego swego życia w tych aktach utopił. Choć bowiem był podkanclerzem i kanclerzem de nomine tylko przez lat trzy (od r. 1535—1538), zajmował jednak przez lat kilkanaście stanowisko naczelnika kancelaryi, a jako taki był autorem znacznéj części dokumentów, znanych pod zbiorowém nazwiskiem aktów Tomickiego.
Wiadomo zresztą, że nie Tomicki, tylko Szydłowiecki i Choiński obrabiali wszystkie sprawy państwa poza obrębem Krakowa, że oni to jeździli w imieniu króla na sejmy i sejmiki, na zjazdy i poselstwa.
Pracę tak Szydłowieckiego jak Choińskiego podciągnął Górski pod jednę rubrykę: Tomicki. Że sekretarz Bony musiał pominąć jéj ofiarę, rozumie się zresztą samo przez się.
I przedwczesna śmierć Choińskiego przyczyniła się oczywiście do zmniejszenia jego sławy. Gdyby był żył jeszcze lat kilka, byłby się niezawodnie dał we znaki przewrotnéj włoszce i jéj stronnictwu.
Jeśli kto, to historyk literatury polskiéj powinien pamiętać o Janie Choińskim, choćby dlatego, że wychował krajowi Strusia i Kromera, a Dantyszkowi, Hozyuszowi, Cypryanowi z Łowicza, Grzegorzowi z Szamotuł i wielu, wielu innym chętném pomagał sercem, ułatwiając im pracę naukową. Z tego powodu należy się mu bezwątpienia zaszczytne, może pierwsze miejsce między mecenasami uczonych polskich z pierwszéj połowy XVI w.