Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co miałem robić? Walczyć sam przeciwko dwom. Niepodobna. Gdyby choć Jan był po mojej stronie. Ale nie! Zdawało się, że Islandczyk wziął rozbrat z własną wolą i poddał się zupełnie stryjowi.
Poszedłem zająć miejsce w łodzi, gdy naraz stryj powstrzymał mnie od tego.
— Pojedziemy dopiero jutro, — rzekł do mnie.
Zrobiłem gest człowieka zrezygnowanego.
— Nie mogę, niczego zaniedbać, — rzekł, — a ponieważ fatalizm wyrzucił mnie na te brzegi, przeto postanowiłem nie opuścić ich, dopóki nie zbadam dokładnie.
Uwaga ta była zrozumiała, bo chociaż byliśmy na północnych brzegach morza, to jednak nie na tych samych, które opuściliśmy.
— Chodźmy więc na oględziny! — rzekłem.
I, pozostawiając Jana przy robocie, poszliśmy we dwoje.
Idąc między skałami, widzieliśmy mnóstwo kości różnych zwierząt.
Profesor badał starannie miejscowość. Gdziekolwiek widział szparkę jaką, lub otwór w skale, wszędzie mierzył głębokość.
Przeszedłszy milę drogi, spostrzegliśmy, że grunt zmienia się nagle.