Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zrozumiałem wkrótce, że galerja ta nie doprowadzi mnie do źródła. Była ona bez wyjścia.
Uderzyłem się w końcu o mur i padłem na podłoże z granitu.
Zgubiony w tym labiryncie, nie kusiłem się nawet o wydobycie się z niego, tyle dróg było wokoło, ale dróg kończących się nieprzepartym murem.
Trzeba było zdecydować się na śmierć niechybną.
I dziwna rzecz! W chwili tak groźnej, przyszło mi do głowy, co to będzie, gdy ktoś po jakimś czasie, zagłębiwszy się na trzydzieści mil w głąb ziemi znajdzie mój szkielet?
Jakież będą wtedy poważne badania i dochodzenia, skąd się tu wziąłem?
Chciałem mówić głośno do siebie, ale nie byłem w stanie.
Pośród tych rozmyślań i nieopisanej trwogi zdarzyło się nieszczęście.
Lampa moja upadła na skałę i zepsuła się. Nie miałem sposobu jej naprawić. Płomyk jej zbladł i wkońcu groził zagaśnięciem.
Potem zacząłem biedź, kierując swe kroki na chybił-trafił w tym ogromnym labiryncie.
Biegłem wołając, krzycząc, wyjąc, jak wilk, poraniony o skały, padając i powsta-