Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uśmiechnął się, potwierdzając moje słowa. Przez kilka dni niezwykle strome zbocza, niektóre nawet przerażające swą głębokością, po której ześlizgnąćby się można w przepaść, nie pozwalały nam na szybką podróż.
Przez kilka dni przeszliśmy zaledwie półtora do dwóch mil w głąb ziemi, po drodze tak spadzistej i niebezpiecznej, że tylko dzięki zimnej krwi i spokojowi Jana nie spotkał nas żaden wypadek.
Spokojny ten Islandczyk oddał się tej podróży z całem poświęceniem i gdyby nie on i jego rozumne przewodnictwo, dokonalibyśmy niejednego fałszywego kroku. Odwaga jego rosła z dniem każdym, a rozsądek również dosięgał szczytu. W murach więziennych więźniowie tracą powoli pamięć i orjentację, a nieraz wpadają nawet w obłęd.
Umysł tego milczącego i jakby w murach uwięzionego człowieka nabierał coraz więcej światła i inteligencji. Wierny, całem sercem oddany sprawie, był wzorem sumienności i zaszczytem dla kraju, w którym się urodził.
Podczas dwóch tygodni następnych nie zdarzył się nam ani jeden wypadek.
Wreszcie zapomniałbym o wszystkich,