Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Promienie słońca świeciły przecudnie, gdym podniósł się ze swego granitowego łoża. Widok, jaki przedstawił się mym oczom był zaiste wspaniały.
Wzrok mój ogarniał większą część wyspy. Widziałem głębokie doliny, krzyżujące się we wszystkich kierunkach, przepaście, wyglądające na wykopane studnie, jeziora, zamieniające się w stawy, rzeki, przeistaczające się w strumyki.
Po prawej stronie wznosiły się niezliczone lodowce i pagórki z zaostrzonemi szczytami. Niektóre z nich wyrzucały z siebie dym.
Cały krajobraz tych gór dymiących, na których leżały śniegi, wydawał się pienić, na podobieństwo wzburzonego morza. Zwróciwszy się na zachód, widziałem ocean w całym majestacie i rozciągłości, jakby dalszy ciąg wierzchołków.
Gdzie kończyła się ta ziemia? Gdzie zaczynały się fale? Oko moje niezdolne było rozróżnić.
Zatopiłem się cały w tym niezrównanym widoku, a olśnione moje oczy pochłaniały cudne promienie słońca, padające na wyspę.
Zapomniałem, kim jestem i gdzie, zdawało mi się, że jestem elfem, lub też jakimś