Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 227 —

— W każdym razie, — mówiła pani Anda, — tak i los nie powinien dosięgnąć podobnego, jak pan człowieka... Przyjaciele pana...
— Nie mam wcale przyjaciół...
— Krewni pana...
— Nie mam krewnych.
— Żałuję pana bardzo, panie Fogg, samotność jest smutną rzeczą. Jakto? Ani jednego serca, któreby pomogło panu znieść zawody?
Mówią jednak, że we dwoje łatwiej przenosić niedolę.
— Mówią tak, proszę pani.
— Panie Fogg, — odezwała się pani Anda, wstając z krzesła i podając mu rękę, — czy chce pan mieć odrazu krewną i przyjaciółkę?
Czy zechce mnie pan za żonę?
Na te słowa pan Fogg powstał z krzesła. Niewidziany dotąd blask zjawił się w jego oczach i wargi mu zadrżały.
Pani Anda przyglądała mu się z uwagą. Szczerość, prostota, stałość i słodycz pięknego wejrzenia szlachetnej kobiety, która gotowa była na wszystko, aby ocalić mu życie, ździwiły go i przejęły do głębi.