— O godzinie dziewiątej będziemy na brzegu, — odpowiedział spokojnie Fogg.
Było wtedy pół do dziewiątej. Niezwłocznie wsiadł do powozu, pojechał do hotelu, zabrał wszystkich i przywiózł do portu.
Jak tylko przypłynęła „Henryka”, wszyscy byli już na brzegu.
Kiedy Passepartout dowiedział się, ile będzie kosztowała ta podróż, wydał okrzyk: Ach! w gamach przeróżnego tonu.
Co zaś do Fixa, to pomyślał on, że bank Angielski niewiele otrzyma ze skradzionej sumy.
W godzinę potem „Henryka“ pędziła co sił po morzu, unosząc z sobą naszych podróżnych.
Na drugi dzień rano, przy sterze stanął człowiek dobrze nam znany.
Nie był to kapitan, lecz Filip Fogg!
Co zaś do kapitana, to ten zamknięty na klucz w swej kajucie, wydawał wściekłe okrzyki złości.