Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 79 —

— Poczekajmy — rzekł brygadjer — dopiero ósma i jest nadzieja, że ta straż również uśnie.
— Tak, to możliwe, — rzekł przewodnik.
Usiedli więc wszyscy u stóp drzewa i oczekiwali.
Czas dłużył się im ogromnie, przewodnik często opuszczał placówkę i szedł patrzeć na skraj lasu.
Straż wciąż czuwała, a słabe światełko tliło się w głębi pagody.
Czekano tak do północy. Położenie nie zmieniało się zupełnie. Nie można było liczyć na sen straży, widocznie tej ostatniej nie pozwalano na upicie się.
Trzeba było radzić sobie inaczej i postanowiono wywiercić otwór w ścianie pagody. Pozostała tylko troska o to, czy i kapłani w głębi świątyni czuwają jak straż na zewnątrz.
Po ostatecznej rozmowie pan Fogg i towarzysze ruszyli się z miejsca i poszli ku ścianie pagody.
Koło dwunastej przybyli do stóp murów bez natknięcia się na kogobądź ze straży, wogóle z tej strony, którą szli, nie widać było nikogo
Noc była bardzo ciemna. Księżyc w ostatniej kwadrze opuszczał horyzont, ocieniony chmurami. Wysokość drzew powiększała jeszcze ciemność.