Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —

Długi orszak przeciągnął pod drzewami i wkrótce zniknął w głębi lasu. Stopniowo śpiewy ucichły. Czasem dał się jeszcze słyszeć jakiś krzyk daleki, a potem zaległa zupełna cisza.
Filip Fogg słyszał to, co mówił brygadjer i, jak tylko znikła procesja, spytał:
— Co było to takiego? Co to znaczy?
— Panie Fogg, — odpowiedział brygadjer, — jest to ofiara ludzka, ale ofiara dobrowolna. Ta kobieta, którą pan widział będzie jutro spalona z pierwszym brzaskiem dnia.
— Ach! łotry! — zawołał Passepartout, nie mogąc powstrzymać oburzenia.
— A ten trup? — spytał Fogg.
— To jest jej mąż, książę rajah z Bundelkundu.
— Jakto? — powiedział Fogg, podczas gdy głos jego nie wyjawiał wzruszenia, — te barbarzyńskie zwyczaje istnieją jeszcze w Indjach? A Anglicy czyż nie potrafią temu przeszkodzić?
— W wielu miejscowościach już zanikły, — odrzekł brygadjer, — ale nie mamy możności wpływać na te dzikie okolice, a w szczególności na terytorjum Bundelkundu.
— Nieszczęśliwa! — szeptał do siebie Passepartout, — Spalona żywcem!