Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 44 —

Wygodnie było wszystkim na statku. Śniadania, podwieczorki, obiady, kolacje były bardzo sute i wytworne.
Pasażerki zmieniały wciąż stroje, stosując się do okoliczności. Grano, tańczono nawet, o ile na to morze pozwalało. Ale morze Czerwone jest kapryśne i często bardzo nieprzyjazne.
Jak tylko wiatr dął z brzegów Azji, lub Afryki, Mongolja przechylała się straszliwie.
Damy wtedy znikały w kajutach, muzyka i tańce ustawały.
Mimo jednak złych prądów i wiatrów Mongolja jechała szczęśliwie ku zatoce Babel-Manoleb.
Co robił, przez ten czas Filip Fogg? Zdawałoby się, że strwożony i niespokojny siedzi w swojej kajucie i oblicza, czy się nie opóźni.
Ale tak nie było. Człowiek ten, zawsze jednakowo spokojny, siedział cicho i, żaden wiatr, żadne niepomyślne warunki podróży nie przejmowały go zupełnie.
Widziano go bardzo rzadko na pomoście. Nie zajmował go wcale widok morza, tak głośnego w starożytności, nie wzruszały go wcale wspomnienia legend.
Cóż więc robił ten oryginał, uwięziony samowolnie w Mongolji?
Oto jadł cztery razy dziennie, jak i w Londynie, zaś potem grał w wista.