Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za wszystkich poświęcił, mógł być raniony śmiertelnie i napróżno oczekiwał ratunku od swoich. Mac Nabbs nie wiedział, czy zdoła powstrzymać Glenarvana, gdyby ten, słuchając tylko swego dobrego serca, zechciał bądź co bądź biec pod kule złoczyńców.
— Edwardzie — rzekł po chwili — uspokój się: usłuchaj przyjaciela. Myśl o twojej żonie, o Marji Grant i o wszystkich, którzy pozostają. Zresztą gdzie chcesz iść? Gdzie myślisz znaleźć Mulradyego? Co najmniej o dwie mile stąd był napadnięty! Ale jaką drogą, jaką ścieżką iść ku niemu?
W tej chwili, jakby w odpowiedzi na słowa majora, rozległ się głos, wzywający pomocy.
— Słuchajcie! — zawołał Glenarvan.
Głos ten dochodził z tej właśnie strony, skąd słychać było wystrzał, i w odległości nie więcej, jak ćwierć mili.
Glenarvan, odpychając majora, już biegł ku drodze, gdy już tylko o jakie sto kroków od wozu dało się słyszeć wołanie:
— Ratujcie! ratujcie!
Na to żałosne i rozpaczliwe wołanie John Mangles i major pobiegli co prędzej i spostrzegli niedaleko w zaroślach wlokącego się człowieka, który jęczał okrutnie.
Był to Mulrady raniony, może umierający, a gdy go towarzysze podnieśli, uczuli krew na swych rękach.
Zdwoiła się właśnie gwałtowność deszczu i wiatr dął wściekle pomiędzy zaroślami; wśród największej nawałnicy Glenarvan, major i John Mangles przenosili biednego majtka.
Przybycie ich poruszyło wszystkich. Paganel, Robert, Wilson i Olbinett zeszli z wozu, a lady Helena ustąpiła swego przedziału rannemu. Major zdjął mu kamizelkę, przesiąkniętą krwią i wodą deszczową. Znalazł ranę: nieszczęśliwy dostał pchnięcie sztyletu w bok prawy.
Mac Nabbs opatrzył go bardzo zręcznie, lecz nie wiedział, czy rana była niebezpieczna; płynęła z niej struga krwi, a bladość i osłabienie ranionego dowodziły, że stan jego był groźny. Obmywszy ranę zimną wodą, major położył na nią kawał hubki, przykrył to szarpią i obandażował, przez co powstrzymał krwotok. Chorego położono na boku przeciwnym, z głową i piersiami podniesionemi, a lady Helena podała mu nieco wody du picia.
Po upływie kwadransa, chory się poruszył, otworzył oczy, wyszeptał kilka wyrazów bez związku, a major, nachyliwszy się usłyszał:
— Milordzie... list... Ben Joyce.
Powtórzył więc te wyrazy, spoglądając na swych towarzyszów. Co Mulrady chciał powiedzieć? Ben Joyce napadł go, ale dlaczego? Zrobił to jedynie w celu zatrzymania go, przeszkodzenia mu w podróży do miejsca, gdzie stał Duncan. Ten list...