Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

da, zbuntowane przeciwko nim na lądzie stałym, teraz wspólnie ułatwiały im drogę na oceanie.
— Ach, morze, morze — powtarzał Paganel — to jedyne pole, na którem mogą się wyćwiczyć i wykształcić siły ludzkie! Okręt jest prawdziwą arką cywilizacji! Przyznajcie, moi przyjaciele, że gdyby kula ziemska była tylko jednym rozległym lądem stałym, to w XIX-m wieku nie znanoby jeszcze tysiącznej jej części. Bo zobaczymy, co się to dzieje na wielkich lądach: w stepach Syberji, na płaszczyznach Azji środkowej, w pustyniach Afryki, na niezmierzonych stepach Ameryki, na obszarach Australji, na osamotnionych lodowiskach podbiegunowych? Człowiek nie ma odwagi zapuścić się tam, najodważniejszy cofa się, najzuchwalszy upada na duchu. Niema sposobu przebycia tych przestrzeni; na przeszkodzie staje już to zupełny brak, już niedostateczność środków przewozowych, gorąco, choroby, dzikość krajowców. Dwadzieścia mil pustyni bardziej oddala ludzi od siebie, aniżeli 500 mil na oceanie! Mieszkańcy dwu wybrzeży uważają się za sąsiadów, gdy tymczasem za obcych sobie, za cudzoziemców uważają się mieszkańcy dwu krańców lasu! Anglja graniczy nieledwie z Australją, gdy tymczasem Egipt np. zdaje się być o miljony mil odległy od Senegalu, a Pekin uważać można za antypody Petersburga. Morze przebywa się dzisiaj łatwiej, aniżeli najmniejszą pustynię i dzięki tej ułatwionej komunikacji wodnej, jak to słusznie powiedział amerykański uczony, komendant Maury, obecnie istnieje pewien stopień ogólnego jakoby pokrewieństwa pomiędzy wszystkiemi częściami świata[1].
Paganel mówił z zapałem, a major nawet nie miał nic do zarzucenia temu hymnowi na cześć oceanu. Gdyby dla odszukania kapitana Granta potrzeba było lądem jechać wzdłuż trzydziestego siódmego równoleżnika, to przedsięwzięcie byłoby niepodobne do urzeczywistnienia; morze zaś łatwo przenosiło z jednego kraju do drugiego odważnych poszukiwaczów, którzy dnia 6-go grudnia spostrzegli nową wyniosłość, wydobywającą się z głębi wód oceanu.
Była to wyspa Amsterdam, leżąca pod 37° 47' szerokości i 77° 24' długości; wyniosły jej wierzchołek w czas pogodny widzialny jest z odległości mil pięćdziesięciu. O ósmej godzinie kształty jej, niezupełnie jeszcze wyraźne, czyniły ją zupełnie podobny do Teneryfy.
— A przeto — dodał lord Glenarvan — podobna jest również do Tristan d'Acunha.
— Bardzo słuszna i trafna uwaga — odpowiedział Paganel — do której dodałbym jeszcze, że tak samo, jak Tristan d'Acunha, wyspa Amsterdam obfituje w foki i Robinsonów.

— Wszędzie więc byli Robinsonowie? — spytała lady Helena.

  1. Jakże inaczej pisałby Verne, gdyby się był doczekał naszej ery lotnictwa, automobilizmu i radjotelegrafji? (P. T.).