Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jednakże Henryku — mówiła Nella — odkąd mnie wyniosłeś z podziemi, jestem szczęśliwą nad wszelki wyraz. Tyś mnie oświecił. Czyż to nie wystarcza? Co ja tam w górze robić będę?
Henryk popatrzył na nią w milczeniu. Myśli które wypowiadała, były prawie te same, co jego.
— Moje dziecko — rzekł wtedy James Starr — rozumiem twoje wahanie, ale skorzystasz, gdy z nami pójdziesz. Idziesz z tymi, którzy cię kochają i którzy cię tu napowrót przywiodą. Jeżeli zechcesz potem żyć w kopalni, jak stary Szymon, jak Magdalena, jak Henryk, uczynisz to! Ale przynajmniej będziesz wiedziała, czego się wyrzekasz, pozostając nadal w kopalni. Chodź zatem z nami!
— Chodź, kochana Nello — rzekł Henryk.
— Henryku, jestem gotowa iść z tobą — odrzekło dziewczę.
O dziewiątej godzinie, ostatni pociąg wyjeżdżał z tunelu, uwożąc Nellę i jej towarzyszy. We dwadzieścia minut potem wysiadali na dworcu, gdzie się łączyła odnoga kolei, idącep do nowej Aberfoyle z linią główną Dumbarton-Stirling.