Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Naturalnie! — wołał ]akób Ryan — dama ognista potrafi się obejść bez zapałek! Dosyć jej dmuchnąć, by rozżarzyć ogień w koło siebie, a takie ognisko żadnych popiołów nie pozostawia!
Z tego wszystkiego wynikło, że komisja nic nie znalazła, że nowa legenda przyłączyła się do dawniejszych, legenda, która miała uwiecznić pamięć katastrofy okrętu „Motala” i potwierdzić ukazywanie się dam ognistych.
Taki zuch jak Jakób, nie mógł długo pozostawać chorym. Zresztą nie miał też czasu chorować. A w tym pięknym kraju o zdrowem, górskiem powietrzu, gdy niema czasu, niema choroby.
Jakób powrócił szybko do zdrowia. Skoro tylko stanął na nogi i zanim rozpoczął robotę na folwarku Melrose, zapragnął wykonać pewien projekt, który mu się uśmiechał oddawna. Chodziło o odwiedzenie Henryka i o dowiedzenie się, dlaczego nie był na uroczystości w Irvine. U człowieka takiego jak Henryk, który nigdy nie obiecywał bez dotrzymania słowa, nieobecność w tym wypadku była niewytłómaczoną. Nieprawdopodobnem było również, by syn starego nadsztygara nie zasłyszał o katastrofie okrętu „Motala” opisywanej szczegółowo przez wszystkie dzienniki. Musiał wiedzieć o udziale, jaki brał Jakób w tej sprawie; o wypadku, jakiego padł ofiarą i dzi-