Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W kopalni.
— Jakto? W sztolni Dochart?
— Tak panie.
— Jakżeż to być może! A więc twoja rodzina nie opuściła kopalni po ukończeniu robót?
— Ani na dzień jeden. Pan zna mego ojca, panie Starr. Tam się urodził, tam pragnie umrzeć.
— Rozumiem cię Henryku... rozumiem. To jego rodzinne miejsce ta kopalnia! Nie chciał jej opuścić. I podoba wam się tam?
— Bardzo, proszę pana — odrzekł młody górnik. — Kochamy się serdecznie i nie wielkie mamy potrzeby.
— A więc, Henryku, w drogę!
I James Starr idąc za Henrykiem, zapuścił się w kręte uliczki miasta Callander.
Po dziesięciu minutach wychodzili z miasta.