Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmy zachowali pierwszy odłamek, wydobyty sto piędziesiąt lat temu z pokładów Aberfoyle. Pomiędzy dwoma temi odłamami przeszło w szybach naszych wiele pokoleń pracowników! Dzisiaj już koniec! Ostatnie słowa, które do was zwraca wasz inżynier, są słowami pożegnania. Żyliście z tej kopalni, która się wyczerpała pod waszą, dłonią. Praca była ciężką, ale dla was nie bez korzyści. Wielka nasza rodzina rozpierzchnie się po świecie i niema nadziei by się kiedy na nowo zebrali rozrzuceni jej członkowie. Nie zapominajcie jednak, żeśmy długo z sobą żyli i że górnicy z Aberfoyle mają obowiązek wspierania się wzajemnie. Skoro się razem pracowało niepodobna być sobie na zawsze obcymi. Będziemy czuwali nad wami i wszędzie gdzie będziecie uczciwymi ludźmi, otrzymacie jak najlepsze polecenia. Żegnajcie mi przyjaciele, niech was Bóg prowadzi!
James Starr wyrzekłszy te słowa, objął jednego z najstarszych pracowników kopalni, który rzewnemi łzami zapłakał.
Następnie nadsztygarzy różnych szybów przychodzili kolejno ściskać dłoń inżyniera, podczas gdy górnicy powiewali w górze czapkami, wołając:
— Żegnaj nam, James Starr, nasz dyrektorze i przyjacielu!