Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do Castle-House, żeby pożegnać umierającą matkę. Wobec jego słów, ten punkt oskarżenia powinien był upaść sam przez się, gdyby nie to, że proces był z góry przegrany. Stąd to wyrok ugodził w dwóch niewinnych ludzi, — wyrok narzucony przez zemstę osobistą i wydany przez niecnych sędziów.
Tłum cisnął się do skazańców i policya z wielkim mozołem torowała im drogę po przez plac Court-Justice.
Tu nastąpiło zamieszanie: miss Alicya podbiegła do Jamesa Burbanka i Gilberta.
Gawiedź mimowoli cofnęła się, zdumiona tą niespodziewaną interwencyą dziewczyny.
— Alicyo!..“ wykrzyknął Gilbert,
— Gilbercie!.. Gilbercie!.. szeptała Alicya Stannard, która padła w objęcia młodego oficera.
— Alicyo, pocoś ty tu przyszła? odezwał się James Burbank.
— Po to, żeby uprosić dla was ułaskawienia... żeby przebłagać waszych sędziów!.. Łaski... Łaski dla nich!..“
Krzyki nieszczęśliwej dziewczyny były rozdzierające, czepiała się odzieży skazańców, którzy przystanęli na chwilę. Mogłaż się spodziewać litości ze strony tej wyuzdanej tłuszczy, która ich otaczała? Nie, ale jej interwencyą odniosła ten skutek, że pohamowała tłum w chwili, kiedy się miał może dopuścić gwałtów na więźniach, pomimo obecności milicyi.