Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żeniu, tak obszernem, że zmieściły się w niem obie z Dy. Sieć lian zasłoniła je zupełnie.
Ale ogar trafił na ich ślad. Po chwili spostrzegła go Zerma pod drzewem; szczekał coraz zajadlej i jednym skokiem rzucił się na cyprys.
Ugodzony kordelasem, cofnął się i zawył gwałtownie.
Natychmiast prawie dały się szłyszeć jakieś kroki; nawoływano się, odpowiadano sobie, a pośród tych głosów brzmiały tak dobrze znane Zermie głosy Texara i Squambo.
Tak, to hiszpan i jego towarzysze zmierzali ku jezioru, żeby uniknąć przed oddziałem federalnym. Spotkali go niespodzianie w lesie cyprysowym i nie mając dostatecznych sił, cofali się czem prędzej. Texar dążył do wyspy jak najkrótszą drogą, żeby oddzielić się kanałem od federalistów. Ponieważ ci ostatni nie mogli przebyć kanału bez czółna, zatrzymałoby ich to pewien czas. Korzystając ze zwłoki, południowcy staraliby się dostać na drugę stronę wyspy; a w nocy chcieli spożytkować czółno i wysiąść na południowym brzegu jeziora.
Texar i Squambo, doszedłszy do cyprysu, przed którym pies ciągle szczekał, ujrzeli na ziemi krew, płynącą ze zranionego boku zwierzęcia.
— Patrzcie!... Patrzcie — zawołał indjanin.
— Ten pies został zraniony? odpowiedział Texar.
— Tak!... zraniony nożem, przed chwilą!... krew jeszcze ciepła!