Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zerma poznała ogara, któremu hiszpan powierzył straż nad wigwamem.
Z najeżoną, szerścią, z rozpłomienionem okiem, gotował się na brzegu do skoku pomiędzy płazy, poruszające się na powierzchni wód.
W tej chwili człowiek ukazał się także na wybrzeżu.
Był to ten z braci Texarów, który pozostał na wyspie: przybiegł, posłyszawszy szczekanie psa.
Trudno sobie wyobrazić jego wściekłość na widok Zermy i Dy na pniu drzewa; a nie mógł się puścić w pogoń za niemi, ponieważ czółno znajdowało się na przeciwnym brzegu.
W jeden tylko sposób zdołałby je zatrzymać w biegu: trzeba było zabić Zermę, ryzykując zarazem życie dziecka.
Texar, uzbrojony w karabin, wycelował do metyski, usiłującej zasłonić sobą Dy.
Naraz, pies, rozwścieczony, rzucił się w kanał, co widząc, Texar postanowił czekać i obserwować.
Pies zbliżał się szybko do pnia. Zerma, trzymając w ręku kordelas, gotowa była uderzyć. Okazało się to jednak zbyteczne.
Gady w jednej chwili oplątały zwierza; z początku pies próbował z niemi walczyć, lecz wkrótce musiał uledz... znikł pod trawami...
Texar widział los psa, lecz nie mógł go uratować... Zerma miała mu się przeto wymknąć.
— A więc giń! — wykrzynął i strzelił.