jemnica, której odsłonięcie było rzeczą największej wagi dla metyski. Ale gdyby ci nędznicy domyślili się, że podsłuchała część ich sekretów, czyżby się wahali ją zabić, dla zabezpieczenia siebie? A coby się stało z dzieckiem, gdyby ona przestała żyć?
Mogła być jedenasta wieczorem. Pogoda wciąż była szkaradna. Wiatr i deszcz smagały bez ustanku. Niewątpliwie Texar i jego towarzysz nie wychylą głowy na dwór, spędzą noc w wigwamie, a projekta swe odłożą do pojutrza.
Zerma utwierdziła się w tem przypuszczeniu, usłyszawszy, jak jej się zdawało, gościa Texara, pytającego:
— Jakże postąpimy?
— Oto tak — odpowiedział hiszpan. — Jutro rano pójdziemy z naszymi ludźmi rozpoznać okolice jeziora. Zbadamy las cyprysowy na przestrzeni trzech lub czterech mil. Jeśli nic nie dowodzi zbliżania się oddziału federalnego, powrócimy i będziemy czekali aż do chwili, kiedy wypadnie uskutecznić odwrót. Jeśli, przeciwnie, grozi rychłe niebezpieczeństwo, zwołam naszych ludzi i niewolników i zabiorę Zermę aż do kanału Bahama. Ty, ze swojej strony, zajmiesz się zebraniem milicyj, rozproszonych po Dolnej Florydzie.
— Zgoda — odrzekł tamten drugi. — Jutro, podczas kiedy udacie się na rekonesans, ja się ukryję między drzewami na wyspie. Nie trzeba, żeby nas kto mógł zobaczyć razem!
Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/187
Ta strona została przepisana.