Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czekajmy do jutra, odpowiedział doktór.
— A zatem do jutra, rzekł niezadowolony Altamont.
Wszyscy powrócili do szańca i każdy naprzemian, jak dnia poprzedniego, miał przez godzinę stać na straży.
Gdy przyszła kolej na Altamonta, który zastąpił Bella, Hatteras zawołał wszystkich swych towarzyszów.
Doktór zaprzestał pisać w notatniku, Johnson zaś wstał od pieca.
Można było przypuścić, że Hatteras chciał z nimi pomówić o niebezpiecznem ich położeniu, lecz on nie o tem myślał.
— Moi przyjaciele, rzekł on, skorzystam z nieobecności tego amerykanina, aby raz móc pomówić o naszych sprawach; są rzeczy, które jego wcale nie obchodzą i do których pragnąłbym aby się nie mieszał.
Wszyscy spojrzeli po sobie, nie wiedząc jeszcze o co mu właściwie chodzi.
— Chcę, mówił dalej, porozumieć się z wami względem projektów na przyszłość.
— Owszem, odpowiedział doktór, korzystajmy z tego, póki jesteśmy sami.
— Za miesiąc, rzekł Hatteras. a najpóźniej za 6 tygodni, nastanie znów pora do robienia dalszych wycieczek. Czy pomyśleliście o tem, co będziecie robili w lecie?
— A pan czy myślałeś? zapytał Johnson