Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już napewno będziemy wiedzieli, że to my jesteśmy celem, do którego dążą te zwierzęta.
Trzej myśliwi niezadługo zatarli wszystkie ślady na przestrzeni 600 stóp.
— Dziwne to jest jednak, że zwierzęta zwietrzyły nas z tak wielkiej odległości, powiedział Bell.
— Niedźwiedzie mają wzrok bardzo bystry węch nader delikatny, a przytem są niezwykle zmyślne, rzekł doktór.
— Kto wie, zauważył Bell, czy zwierzęta te podczas burzy nie doszły do naszego domku?
— To możliwe, lecz po cóź zatrzymywałyby się w tem miejscu?
— Na to nie mam odpowiedzi, rzekł Clawbonny, musimy przypuszczać, że będą one ciągle ścieśniać obręb poszukiwań.
— A teraz idźmy dalej i zachowujmy się ostrożnie!
Napróżno natężali myśliwi wzrok i bacznie badali bryły lodu, czy nie ukrywa się pod jaką z nich niedźwiedź; często duże bryły brali za niedźwiedzia, lecz ku wielkiemu ich zadowoleniu było to przywidzenie.
Nareszcie doszli do wzgórza, skąd mogli dojrzeć przylądek Waszyngtona i wyspę Johnsona.
Nie zauważyli nic, najmniejszego nie usłyszeli nawet szelestu. Przybyli wreszcie do domku lodowego i zaraz też opowiedzieli swą