Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Doktorze, rzekł kapitan, ponieważ to ziemia amerykańska, nie chcę aby imię moje zostało tu uwiecznione.
— Teraz więc kolej na nas, rzekł doktór, zwracając się do starego marynarza i cieśli, pozostawmy tu parę śladów naszej bytności. Proponuję aby wyspę, którą widać stąd, w odległości trzech mil, nazwać Wyspą Johnsona, ku czci naszego sternika.
— O panie Clawbonny.
— Górę, którą widzimy na zachodzie, nazwiemy Górą Bella…
— Za wiele dla mnie zaszczytu, powiedział Bell.
— To tylko sprawiedliwość, odparł doktór.
— Pozostaje więc tylko ochrzcić nasz szaniec, zauważył doktór, a ponieważ ocalenie nasze zawdzięczamy Opatrzności, przeto nazwiemy go Szańcem Opatrzności.
— Jeżeli więc powrócimy z wycieczki na północ, przejdziemy przez przylądek Waszyngtona, aby dotrzeć do zatoki Wiktorji, a ztamtąd do Szańca Opatrzności, celem wypoczęcia w Domku Doktora.
— Zgoda, rzekł doktór, później i w miarę ważności odkryć, znajdziemy inne jeszcze nazwy, które, mam nadzieję, nie dadzą powodu do sprzeczek. Kto wie, jakie czekają nas jeszcze niebezpieczeństwa zanim powrócimy do kraju ojczystego. Pozostawmy na uboczu