Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lepszej nazwy nie można wynaleźć, dodał Altamont, niech żyje nasz doktór Clawbonny!
Potrójny okrzyk rozległ się jednomyślnie.
— Więc dom ten, zaczął znów Hatteras, nosić będzie nazwę swego twórcy, dopóki nie odkryjemy nowego lądu, któremu nadamy imię naszego przyjaciela.
— Ach! zawołał Johnson gdyby tak raj ziemski nie miał jeszcze nazwiska, to najlepiej by mu przystała nazwa Clawbonny.
Doktór, głęboko wzruszony, nie chciał przez skromność zgodzić się, nic mu to nie pomogło, musiał nareszcie przystać.
Postanowiono więc, że wspaniała ta uczta odbyła się w wielkiej bawialni „Domu doktora“, przygotowaną była w kuchni „Domu doktora“, że potem ułożono się do snu w sypialni „Domu doktora“.
— A teraz, rzekł doktór, przejdźmy już do ważniejszych naszych odkryć.
— Oto jest ogromne morze, otaczające nas, rzekł Hatteras, na którem napewno dotąd żaden jeszcze okręt nie szybował.
— Żaden okręt! wtrącił ironicznie Altamont, zdaje mi się, że nie trzeba zapominać o „Porpoise“, który przecież lądem się tu nie dostał.
— Możnaby to poniekąd przypuścić, sądząc po skałach, na których teraz pływa.