Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kilku przedsiębiorczych kolonistów? Zdaje mi się nawet, że spostrzegam czworonogich mieszkańców tego kraju.
— Istotnie, mówił Altamont, gotując się do strzału, są to zające podbiegunowe.
— Czekaj! zawołał doktór, nie strzelaj, one same do nas przyjdą.
W istocie zbliżały się 3 młode zające skacząc pomiędzy karłowatemi krzewami, ku naszym myśliwym, których zdawały się zupełnie nie obawiać i w końcu znalazły się u nóg doktora, który je pogłaskał i rzekł:
— Po co strzelać do stworzeń, które zbliżają się do nas z zaufaniem?
— Darujmy im więc życie, powiedział Hatteras,
— A tym kuropatwom, lecącym do nas? Tym czaplom, dumnie kroczącym na wysokich nogach?
Stado pierzastych stworzeń przybliżyło się do myśliwych bez obawy.
Był to dziwny i wzruszający widok; zwierzęta zdawały się czynić wszystko aby jaknajgościnniej przyjąć ludzi.
Myśliwi posuwali się brzegiem strumienia a gdy wyszli z doliny, spostrzegli stado reniferów, gryzących mech, wydobywający się z pod śniegu.
Myśliwi znaleźli się w pośrodku stada, zwierzęta nie uciekały. Doktór z trudnością