tylko... Czyż wszystko mamy robić, co rozkaże ten nieznajomy?...
Kennedy sterował wprawnie, ale nie znał wód, po których żeglował, nie dziw więc, że nie upłynęła godzina czasu, jak nagle szalupa uderzyła o skały podwodne, przechyliła się na bok i zaczęła nabierać wody.
— Dno przebite! — krzyknął Kennedy.
— Woda zalewa szalupę! — zawołał z rozpaczą Sirdey.
— Uciekajmy! ratujmy się! — rozległy się głosy Furstera i Jacksona.
Przerażeni tym nagłym wypadkiem, wykrzykiwali nieopatrzni żeglarze bezradnie, nie widząc dla siebie znikąd żadnego ratunku. Zguba zdawała się być nieuchronną.
I gdy przez przedziurawione dno woda zaczęła gwałtownie napełniać wnętrze szalupy, niefortunni żeglarze rzucili się do ucieczki na poblizkie skały. Sirdey i Kennedy byli wybornymi pływakami, więc szczęśliwie, choć z ogromnemi wysiłkami dopłynęli do skał sterczących nad powierzchnią wzburzonego morza; towarzysze ich nie umieli tak pływać i nie mieli dość sił do walki z morzem, wkrótce więc, po rozpaczliwej walce z zalewającemi ich co chwila falami, poszli na dno.
Sirdey i Kennedy, nawpół żywi z przerażenia, przez noc całą przebyli na urwisku skali-
Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/69
Ta strona została przepisana.