Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zapytają: kto jest zacz, co tu porabia, jak długo tutaj przebywać zamierza?... Będzie zmuszony odpowiadać na te pytania, zdradzić swoje incognito, poddać się przepisom rygorom ich urzędów.
Na myśl o tem, Kaw-dier czuł się wzburzonym do głębi duszy.
Po powrocie z wycieczki rzekł krótko do Karra i Halga, troskliwie wpatrujących się w niego i czekających na jego skinienie:
— Jutro o świcie szalupa moja niech będzie gotowa!.. I Zol popłynie z nami...
Zol był to piękny pies, bardzo przywiązany do swego pana.
Jakoż nazajutrz w towarzystwie wiernego Karra i Halga, wsiadłszy na swój statek, Kaw-dier skierował się w stronę przylądka Horn.
— Mamy dziś dzień siódmego marca — rzekł sam do siebie — czas ciepły trwać będzie jeszcze kilka tygodni, powinno mi to wystarczyć do znalezienia sobie kawałka ziemi, na którym czułbym się zupełnie wolnym.



IV. Katastrofa.

Szalupa płynęła szybko po niezmierzonem przestworzu morza, omijając zdradliwe skały i rafy podwodne i trzymając się w pobliżu lądu.