Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na opłacenie działek, które eksploatowali, w razie zaś nieposiadania takowych, zwrócenia nieprawnie posiadanego złota.
Pomiędzy przywłaszczycielami znajdował się i Kennedy. Rzecz prosta, że bandyta nie posiadał żadnego dokumentu, pomimo zatem krzyków i wymyślań musiał oddać owo złoto, dla którego tyle już popełnił podłości, a które przedstawiało wartość około stu dwudziestu tysięcy franków.
Po ukończeniu owych rewizji, Kaw-dier przelał wszystkie zdobyte sumy do kasy kolonji i ogłosił drukiem otrzymane rezultaty.
Zima przeszła we względnym spokoju. Na wiosnę jednak emigracja w głąb kraju rozpoczęła się nanowo. Pierwszym naturalnie był Kennedy, który zabrawszy resztę pozostałego mu, a dobrze ukrytego złota, wyniósł się w góry, gdzie, nie pytając o pozwolenie, począł eksploatować jeden z najbogatszych działków.
Sprawa poczęła się przedstawiać coraz gorzej, gdyż nawet wierne dotychczas wojsko poczęło opuszczać szeregi.
Nagle położenie zdawało się nieco poprawiać. Kilku obywateli miejskich powróciło niespodziewanie, za nimi nadeszła jeszcze gromada; fabryki i warsztaty poczęły być czynne, szeregi wojska wzmocniły się nanowo.
Okazało się, że miejscowi poszukiwacze natknęli się na nieprzewidziane przez nikogo