Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tując ich w pewnej odległości ze swymi trzystu kawalerzystami.
Pod wieczór widziano, jak Patagończycy zdaleka rozpalili ognie, a nad ranem, stojący na straży koloniści donieśli, że tak poprzedni wojownicy indyjscy, jak i śpieszący za nimi jeńcy zniknęli im z oczu. Ździwiono się jednak, że Kaw-dier zamiast odpocząć, udał się ze swymi jeźdźcami w głąb wyspy i długi czas nie było go widać. On zaś przezornie poszedł przekonać się, czy istotnie wszystek nieprzyjaciel opuścił wyspę, aby w danym razie zmusić go do tego. Widział też jak Indjanie wyciągali z zarośli nadbrzeżnych ukryte w nich łodzie, jak wprowadzali do nich pozostałe konie i zwinięte namioty. Gdy ostatni ich wojownik zbliżał się do brzegu, Kaw-dier spostrzegł, że pozostawił ową tykę ze sterczącą na wierzchu owiniętą kulą, którą przedtem niósł jakby sztandar przed oddziałem. Jeden z wyspiarzy przewrócił tykę i kula owa potoczyła się. Gdy zdjęto owijającą ją szmatę, zobaczono z przerażeniem, że to głowa... Sirdeja. Teraz dopiero zrozumiano, że ten zbój i zdrajca uciekł do Patagończyków i że to on ich skłonił do najazdu na wyspę, obiecując im bogatą zdobycz. On też widocznie im tutaj przewodził. Niespodziewana klęska, której doznali, wprowadziła ich w mniemanie, że on i ich zdradził, dlatego też na owej głośnej naradzie ska-