Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sił p. Hartepoola, ażeby go nie wysyłał gdzieindziej dla trzymania straży, bo przecież będzie to zupełnie naturalnem, jeżeli on będzie pilnować swojej własnej zagrody i tam mieć swoją placówkę obserwacyjną.
Ale na szczęście dla całej kolonji znalazł się ktoś inny, który w tej samej chwili zawiadomił Kaw-diera o niecnych knowaniach Pattersona.
To mały Piotruś, widząc wszystkich zajętych przygotowaniem do obrony, robiących palisady, kopiących fosy itd., powiedział sobie, że i on, jakkolwiek nie przeznaczono mu żadnej czynności, powinien również należeć do obrońców. Biegał zatem od szańca do szańca, niby również pełniąc straż wojskową i przypatrując się wszystkiemu. Wieczorem znalazł się też koło parkanu Pattersona.
Tu się zatrzymał nad rzeką między otaczającemi osadę gestemi zaroślami. Leżąc w trawie przypatrywał się robocie Pattersona, myśląc jednocześnie o widniejącym zdala obozie Patagończyków, któremi się ogromnie zajmował.
Rozglądając się naokoło, utkwił wzrok w jedno przejście. Cóż tam spostrzegł? Oto wśród wysokich łopianów zobaczył jakby twarz, a właściwie tylko czoło i oczy człowieka. Czyby to była twarz Patagończyka? Wpatrując się uważnie, Piotruś z przerażeniem rozpoznał głowę Sirdey’a; poznał by go wśród tysiąca ludzi, tak mu utkwiła w pamięci tego