Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tych wysp osamotnionych, którzy się z nim zetknęli, widzieli w nim istotę wyższą, prawie nadziemską, gdyż tylko dobroci, pomocy i opieki doznawali z jego strony.
On zaś poczynał sobie wśród tych przestrzeni łąk, puszcz, wód, skał i strumieni tak jak orzeł w niedościgłych dla nikogo sferach podsłonecznych. Był tutaj panem, nie miał nad sobą nikogo prócz Boga.
Ze strzelbą na ramieniu, sam lub w towarzystwie oddanych sobie Karra i Halga, błądził wśród puszcz i lasów. Od kolonji, zamieszkałych przez białych, najwidoczniej stronił. Nigdy tam się nie zapuszczał.
Życie jego w niczem nie różniło się od sposobu życia krajowców. Polowanie i połów ryb najwięcej zajmowały mu czasu. Indjanie, poznawszy jego dobroć, czcili go i mieli za istotę nadprzyrodzoną, za bożka. Szczególnie umiejętność obchodzenia się z rannymi i leczenia różnych chorób zjednała Kaw-dierowi tubylcze plemiona dzikich.
Indjanie różnych szczepów, którzy go znali, imię jego wymawiali z poszanowaniem, a w razie niebezpieczeństwa, osoby jego broniliby jak świętej.
Tajemniczy ten człowiek bez wątpienia musiał studjować niegdyś medycynę, gdyż chorych Indjan leczył wprawnie i biegle. Ci, nie znając się na sztuce leczniczej, każde uzdro-