Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ba było nadzwyczajnych wysiłków Kaw-diera, aby odeprzeć ten atak z szaloną furją przez dzikich wykonany.
Dopiero noc burzliwa położyła kres walce. Indjanie rozpalili ognie na skraju puszczy i przy nich gotowali sobie strawę. Liczne zaś ich oddziały bez wytchnienia harcowały wzdłuż i wszerz szerokiego stepu przed ufortyfikowaniami Liberji.
Nocy tej dzicy zachowywali się spokojnie, widocznie odpoczywali. Pozwoliło to Kaw-dierowi i panu Hartlepoolowi pozakładać miny i przekopać nowe rowy przed głównym szańcem, oraz wznieść nowe palisady.
— Zguba nasza wobec liczebnej przewagi nieprzyjaciół jest pewna — rzekł Kaw-dier ze smutkiem do swych przyjaciół — tylko umiejętna obrona, prowadzona z odwagą i poświęceniem się każdego z nas, może nam zapewnić zwycięstwo, a przynajmniej skuteczną obronę naszych kolonji i miasta. Przeszkody, które przygotowaliśmy, powinny jutro skutecznie pomódz nam i powstrzymać dzikich w ich atakach do naszych pozycji.
Jakoż o świcie, dnia trzeciego od czasu napadu patagończyków, podczas nowego ich szturmu, Kaw-dier kazał podpalić miny. Nastąpił ogłuszający wybuch; bryły ziemi i oderwanych skał ze świstem i szumem rozpruły