Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na wybuch ten odpowiedział z zewnątrz krzyk przerażenia. To Hartlepool i jego ludzie znaleźli wreszcie właściwy kierunek i biegli pędem do groty. Przybyli w chwili, gdy tam rozgrywała się okropna tragedja. Widzieli płomień obejmujący ognistemi językami Kaw-diera, który stał wpośród tego ognia nieruchomy jak posąg z marmuru. Mały Piotruś trzymał się go silnie, patrząc na wszystko przerażonym wzrokiem. Rzucili się na pomoc wodzowi.
Lecz ten nie potrzebował pomocy. Wybuch ocalił go cudownie: powietrze, poruszone gwałtownie, rozdzieliło się na dwa prądy, które przebiegły obok niego, nie obaliwszy go. Spostrzegłszy przybywających, rzekł im tylko głosem spokojnym:
— Pilnujcie wejścia!
Zdumieni tą zimną krwią, Hartlepool i jego ludzie cofnęli się i stanęli przed grotą. Ponieważ ogień wskutek wybuchu zgasł, ciemność była zupełna.
— Zapalcie pochodnie! — rozkazał Kaw-dier.
Wtedy jakiś cień u wejścia poruszył się i zanim zapalono pochodnie, zsunął się z pagórka i znikł w ciemnościach. To Sirdey czatował i śledził przebieg okropnej sceny, a widząc, co się stało, czemprędzej się oddalił.
Kaw-dier z kilkoma ludźmi wszedł teraz do wnętrza groty. Widok był okropny. Na ziemi zakrwawionej leżały strasznie poszarpane